Relacja jest tłumaczeniem ze strony Helmuta Pilhara.
11.02.2009
Jak długo potrafię sięgnąć pamięcią wstecz, moja mama ciągle dłubała przy swoich paznokciach (nie obgryzała ich tylko skrobała). Przypominam sobie dokładnie obrazy z mojego dzieciństwa, jak moja mama stoi w kuchni z dużym nożem do krojenia chleba i „opracowywuje” swoje paznokcie. W wieku nastolatki kupiłam jej parę rękawiczek z prośbą, żeby zakładała je przy oglądaniu telewizji, ponieważ bardzo mnie denerwowały jej charakterystycznie poruszające się ręce wykonujące tę czynność. Jednak w rękawiczkach wytrzymywała najwyżej pół godziny.
Wyszłam za mąż, wyprowadziłam się z domu i zapomniałam to drażniące mnie przyzwyczajenie mamy. Gdy nas odwiedzała, to naturalnie bardzo się z jej odwiedzin cieszyłam, ale za każdym razem konfrontowana byłam z jej przyzwyczajeniem, i za każdym razem musiałam je na nowo trawić.
Przed 30 laty zmarł mój tata i żeby mamy nie zostawiać samej, wybudowaliśmy na działce rodziców dom. A więc mieszkałyśmy obok siebie i ja byłam znowu codziennie świadkiem jej nawyku. Jak mama nie miała niczego w ręku, to zawsze - niezależnie od tego gdzie była i kiedy to było - zajmowała się dłubaniem w swoich paznokciach. Jak przynosiła nam swoje gazety, to często musiałam wysypywać z nich resztki paznokci, które skrobała przy pomocy noża podczas czytania. Zwykle widziałam ją przy tej czynności rano wychodząc do pracy: zawsze witałam ją przez okno kuchenne, przy którym siedziała. Po tym porannym rytuale potrzebowałam za każdym razem jakiś czas, żeby o tym już nie myśleć.
Ponieważ moja mama nie mogła wytrzymać dłużej, jak 10 minut bez dłubania przy paznokciach, rozmowa z nią zawsze trwała bardzo krótko (albo dlatego, że zaczynała dłubanie, albo dlatego ponieważ obawiałam się, że zaraz zacznie to robić). Przy tym zawsze miałam wyrzuty sumienia. Była ona w końcu moją mamą, z którą poza tym zupełnie dobrze się rozumiałyśmy. Prowadzenie z nią rozmowy na ten temat nie pomagało zupełnie, ponieważ najwyżej niecierpliwie odpowiadała: ”Co ty ode mnie chcesz? Przecież nic nie robię. Idź do lekarza po jakiś środek uspokajający, bo jesteś za nerwowa."
Po jakimś czasie pojawiły się u mnie problemy z oczami. Lekarz zdiagnozował „zespół suchego oka” i zapisał jakiś środek, mający za celu nawilgotnianie gałki ocznej. Mimo tego, oczy stały się z czasem bardzo wrażliwe. Musiałam nosić ciemne i zwykłe okulary, aby chroniły je przed kurzem, wiatrem i światłem. Do gotowania, pieczenia i prasowania zakładałam okulary do nurkowania (cukier i mąka wytwarzają pył, przy prasowaniu unoszą się pyłki materiału), które ciągle zachodziły mgłą. Z powodu mojej nadwrażliwości na światło, nie mogłam jeździć samochodem, a siedząc obok kierowcy miałam zwykle zamknięte oczy. O porach dnia, w których słońce świeciło bardzo nisko – rano i wieczorem – nie odważyłam się nigdy wyjść na ulicę bez „przewodnika”. Omijałam pojazdy z silnikem diesla, ponieważ zdarzyłao się, że cierpiałam z powodu wydostającej się z tych samochodów sadzy. Nie miałam radości z żadnego urlopu, ponieważ zawsze byłam niepewna jaki rodzaj oświetlenia, czy klimatyzacji zastanę po przyjeździe na miejsce.
Nawet różne zapachy działały negatywnie na moje oczy. Zwykła wizyta u fryzjera była nie do pomyślenia.
Gdy poznałam Germańską, to zwróciłam uwagę na to, że w moim przypadku jak ulał pasuje powiedzenie: „nie mogę się na to patrzeć”, ale w pierwszym momencie pomyślałam, że jest to za bardzo naciągane.
Przed dwoma laty rozmawiałam o moim dylemacie z córką; o tym, że czuję się stale oddtrącana a jednocześnie pełna poczucia winy. Moja córka jest osobą bardzo rzeczową. Dała mi prostą odpowiedź: „Sprawa jest przecież jasna. Babcia nie może przestać dłubać przy paznokciach, ty nie możesz tego znieść, to znaczy, że nie możecie być razem. Dlaczego masz z tego powodu poczucie winy?”
Jej logiczne argumenty przekonały mnie. Udało mi się zmienić swoją reakcję i zachowanie. Ograniczyłam przebywanie z moją mamą do minimum, nie patrzyłam w okno kuchenne a przy oglądaniu telewizji tak siadałam, żeby nie widzieć co robi, itd. Wszystko to mogłam przeprowadzić bez poczucia winy!
Moja zmiana w zachowaniu irytowała mamę, ale nic nie mówiła. Wręcz przeciwnie! Starała się nagle w mojej obecności zostawiać swoje poznokcie w spokoju i to z widocznym sukcesem.
Wynik: Po prawie 20 latach problemu z oczami, od dwóch lat sytuacja zaczęła się polepszać. Nie jestem już tak bardzo wrażliwa na światło. Odważam się coraz więcej przedsięwziąć i już się nie boję, że każdy drobiazg może spowodować zapalenie spojówki. Z tego powodu jestem bardzo szczęśliwa.
Do zakrapiania oczu biorę wodę Grandera, klarowna, czysta woda!!!
Serdecznie pozdrawiam
I. B.
***
Komentarz:
Osoba, która przesłała relację miała najwidocznej kilka biologicznych programów.
Program sterowany przez pień mózgu (nieskrzyżowane):
Gruczoły łzowe po prawej stronie: konflikt, nie móc złapać wizualnego kęsa, „ponieważ nie miało się otwartych oczu”.
Gruczoły łzowe po lewej stronie: konflikt, „nie móc się pozbyć wizualnego kęsa, którego nie zobaczyło się w porę”.
Jeżeli gruczoły łzowe znajdują się w wagotonii w zawieszeniu, to wynika z tego mukowiscydoza gruczołów łzowych (zanik produkcji łez z gruczołów łzowych - suche oczy). Pani ta pisze o zwiększonej wrażliwości na światło. Mogę tylko przypuszczać, że zareagowała tutaj również tęczówka.
Tęczówka po lewej stronie: "nie móc złapać kęsa światła"
Tęczówka po prawej stronie: "nie móc się pozbyć kęsa światła".
W fazie aktywnej ma miejsce wzmocnienie gładkiego umięśnienia, względnie poszerzenie źrenicy. U osoby, która przesłała niniejszą relację, dotkniętych jest obydwoje oczu. Te parzyste, sterowane przez pień mózgu organy, reagują często obydwoma stronami jednocześnie (prawa – "nie móc złapać kęsa", lewa – "nie móc pozbyć się kęsa").
Sterowanie z kory mózgowej (zależy od ręczności):
Jeżeli rzeczywiście występuje zapalenie spojówki...to:
Spojówka-strona partnera: lekki konflikt wizualny „rozłąka” z partnerem ("stracić z oczu", albo "zejdź mi z oczu").
Spojówka-strona matka/dziecko: lekki konflikt wizualny „rozłąka” z matką/dzieckiem ("stracić z oczu", albo "zejdź mi z oczu").
W fazie aktywnej spojówka wykazuje owrzodzenie, co jest mniej zauważalne. W fazie pcl mamy do czynienia z zapaleniem spojówek (reakcja według schematu skóry zewnętrznej).
Szyną w tym przypadku było ciągłe dłubanie matki przy paznokaciach. Szyna ta spowodowała, że objawy przybrały charakter chroniczny i trwały 20 lat.
Dzięki omijaniu szyny symptomy zostały redukowane. Jednakże całkowite uniknięcie szyny nie jest na 100% możliwe, ponieważ matka mieszka w dalszym ciągu bardzo blisko.
W Germańskiej Nowej Medycynie wszystko zależy od konfliktu, a więc od przyczyny. Przy konflikcie zostają wprogramowane szyny. Dopiero, gdy znajdzie się tej konfliktowy moment (DHS), który przeżyło się w przeszłości, to dopiero wówczas wiadomo, jak się dalej zachowywać.
Nawet jeżeli jako laik – podobnie jak osoba która przysłała relację – nie wie się wszystkiego ze szczegółami, to ze spokojnym sumieniem można się zdać na matkę naturę: ona leczy i wszystko będzie dobrze. Pod warunkiem jednak, że będzie się unikało szyn... czy nie jest to uspokajające?
Dr Hamer znalazł klucz do najważniejszej wiedzy! Wiedzy o tym, jak funkcjonuje nasz organizm. W naszym ciele znajdujemy się całe nasze życie (zamieszkujemy nasz organizm)! Czy jest jeszcze jakaś ważniejsza wiedza?
Pomóżcie, żeby doktor Hamer mógł dalej w spokoju i dla naszego dobra prowadzić swoje badania.