Relacja jest tłumaczeniem ze strony Helmuta Pilhara.


24.09.2009

Szanowny Panie Pilhar!

Regularnieczytam relacje przypadków, które Pan publikuje. Chciałbym Panu donieść, jakie doświadcznie zrobiłam osobiście z Germańską. Mój mąż zmarł na tzw. złośliwego raka i moja relacja właściwie należy do smutnych. Mimo tego bardzo bym się cieszyła, gdyby umieścił ją Pan w internecie. Jeżeli użyłam niewłaściwych sformułowań, albo z przyczyn prawnych nie zechce Pan publikować, że miałam kontakt z doktorem Hamerem, ponieważ nie wolno mu praktykować,to może mnie Pan spokojnie skorygować. 

18 czerwca 2009 roku mój mąż zaczął narzekać na bóle z prawej strony brzucha. Już kilka tygodni wcześniej zauważyłam, że był bardzo zmęczony i w nocy silnie się pocił. Wówczas następnego dnia chciał koniecznie odwiedzić lekarza, ale mu odradzałam.
Tym razem został natychmiasst przewieziony do szpitala z podejrzeniem o marskość wątroby. Od razu zaaplikowano mu środki przeciwbólowe, które dostawał całą dobę. Radziłam mu, żeby brał ich jak najmniej i tylko wówczas, jak już nie będzie mógł bólu wytrzymać. Następnego dnia dostał środki przeciwbólowe tylko rano i wieczorem. Trzeciego dnia bóle całkowicie przeszły.  Mąż znajdował się w fazie wagotonicznej  (zapalenie wątroby). W szpitalu w dalszym ciągu się pocił. Chciałam go zabrać do domu, zanim usłyszy diagnozę. Bałam się, że diagnoza za bardzo nim wstrząśnie. Ale on koniecznie chciał czekać na wyniki.

Lekarz powiedział mu, że ma raka jelita w zaawansowanym stadium i że każdej chwili może dojść do zamknięcia światła tego narządu. Wówczas może nawet wymiotować kałem. Jednak można zrobić operację: otrzyma na stałe sztuczny odbyt. Mój mąż odmówił kategorycznie przeprowadzenia zabiegu.

Poza tym powiedziano mu, że ma przerzuty na wątrobę i bez chemioterapii może przeżyć najwyżej 6 miesięcy. Było to kilka szoków na raz.

24 czerwca zabrałam go do domu.  Przekazałam mu, jak tylko mogłam, wiedzę Germańskiej i miałam nadzieję, że on ją zrozumiał. Myślę, że chętnie by w nią uwierzył...
Po powrocie ze szpitala, jeszcze jakiś czas miał ciepłe ręce i w nocysię pocił. Skontaktowałam się z dr Hamerem i przesłałam mu wszystkie zdjęcia rentgena i komputerowej tomografii. Dr Hamer powiedział, że jelito znajduje się w wagotonii, a wątroba to już „stara, zakończona historia”. Spytał mnie, czy ktoś z naszego grona może zmarł i czy istniałby jakiś powód do odczucia strachu przed wygłodzeniem. W tym momencie nie przyszło mi nic do głowy. Ale kilka godzin po rozmowie przypomniałam sobie naszą kotkę, która przed uśpieniem w 2007 roku, 10 dni przed śmiercią nic nie jadła i właściwie można powiedzieć, że umarła z głodu...
Dr Hamer wytłumaczył mi, że mój mąż przechodzi właśnie zapalenie wątroby.  Wszystko wydawałoby się przebiegać według prawidłowości. Jak męża ręce stały się zimne, to myślałam, że to Kryzys Epileptoiczny. Niestety za późno rozpoznałam, że w tym czasie mój mąż  był ponownie w aktywności. Wypowiedź lekarza, że będzie wymiotował kałem, w końcu go zabiła.

Bał się jeść, ponieważ obawiał się zatoru, a z drugiej strony bał się, że z powodu  niejedzenia zagłodzi się. Jakiś czas odżywiał się białkiem w płynie i dzięki temu znalazł przejściową konfliktolizę swego konfliktu (znowu miał gorące ręce i nogi). Potem pojawił się w jego jamie ustnej biały nalot, co wytłumaczył sobie sposobem odżywiania, które w jego mniemaniu zupełnie mu nie służyło. Z tego powodu znowu wpadł w fazę aktywną. Zaczął tracić na wadze i ciągle szukał nowych usprawiedliwień, dlaczego nie może jeść.  Poradziłam mu wobec tego zgodzić się na zabieg, bo miałam nadzieję, że dzięki niej pozbędzie się tego strachu.  Ale on nie chciał o tym słyszeć. Pod koniec lipca pojawiła się woda w jamie brzusznej, w nogach i stopach.

Myśli jego były ciągle zajęte jedzeniem i niejedzeniem. To było prawdziwe błędne koło! Pewnego dnia powiedział mi, że śnił o zamkach, które miały za duże klucze. Nie mógł tego snu dla siebie zinterpretować. Dzisiaj wiem, co miało to oznaczać:  że nie ma możliwości konfliktolizy dla swego konfliktu. Zmarł 09.09.2009 wskutek wyniszczenia organizmu (kacheksja).

Nie mógł jeść z powodu niebezpieczeństwa zatoru. Natomiast niejedzenie powodowało zagłodzenie.  Ewentualność sztucznego odbytu całkowicie odrzucał. W takiej sytuacji nie było dla niego żadnego rozwiązania.
Wezwany przeze mnie lekarz, który mógł tylko stwierdzić zgon, nie rozumiał, jak to możliwe, żeby mój mąż przy tak ciężkiej diagnozie nie miał żadnych bólów. Również jego lekarz domowy, który przyszedł później, żeby wystawić świadectwo zgonu, nie mógł  tego zrozumieć.
To okropne, że nie udało mi się znaleźć razem z nim możliwości zakończenia aktywności konfliktu, ale dzięki Germańskiej udało mi się jakoś zredukować panikę i w ten sposób przynajmniej nie miał bólów.

Dr Hamer stwierdził jeszcze, że mąż miał w barku dodatkowo wagotonię kości (stąd znalezione przez lekarzy przerzuty na węzłach chłonnych) oraz że płuca również znajdowały się w fazie wagotonicznej (przez medycynę akademicką zidentyfikowano to jako podejrzane cienie). 

Może zabrzmi to makabrycznie, ale gdybym w tym czasie jeszcze nie rozumiała Germańską, to najpóźniej śmierć mojego męża byłaby dla mnie dowodem na to, że Prwa Germańskiej całkowiecie się zgadzają. Jego fazy pcl przebiegały dokładnie tak, jak opisuje doktor Hamer. Mój mąż - gdyby nie przekroczył nigdy progu tego szpitala, albo gdyby wcześniej go opuścił- mógłby dzisiaj żyć.  W ten sposób zabijają wypowiedziane słowa.

Gdyby w szpitalu można było postępować według Germańskiej, czy nawet  można było być tylko prowadzonym przez lekarza znającego Germańską, to podobnych przypadków prawie by nie było.

Z serdecznymi pozdrowieniami
Hilde H.

***

 Dopisek:
 Składam wyrazy najgłębszego współczucia. ...

W 99% przypadków człowiek przychodzi do lekarza w fazie pcl, ponieważ w tej fazie pojawiają się naróżniejsze objawy, które są błędnie interpretowane jako „choroba” (gorączka, bóle, ból głowy, zapalenia, „infekcje”). Pacjent jest w tym czasie słaby i zmęczony...
I w tym momencie na szukającego pomocy i nieświadomego pacjenta spadają okrutne wyroki medycznych bogów w bieli: Rak! Chemia! Naświetlania! Operacja! Rychła śmierć!
W takim stanie łatwo go zranić, a więc pada na ziemię pod nogi tego boga... przeżywa to ekstremalnie dramatacznie, w całkowitym odosobnieniu i trafiony jak grom z jasnego nieba... wskutek tego okrutnego wyroku przeżywa przeważnie kilka konfliktów  na raz i tym samym dostaje kilka następnych „nowotworów”...
Ten biedny człowiek ma teraz nie tylko jeden Specjalny Program Natury w wagotonii, z którym przyszedł do lekarza, tylko do tego jeszcze kilka następnych Specjalnych Programów w fazie aktywnej (np. strach przed śmiercią = płuca, czuć się sam, bez pomocy = cewka zbiorcza nerki gromadząca wodę w organiźmie, itd.) które jeszcze dodatkowo niszczą jego substancję – i nie otrzymuje na to żadnego rozwiązania. Wręcz przeciwnie! W tej panice jest trzymany jak więzień – musi przechodzić najrozmaitsze badania, brutalne pseudo-terapie ciągnące się miesiącami, a poważne twarze lekarzy towarzyszą mu na każdym kroku przy tym martyrium ... często przez całe lata, aż do jego śmierci.

Ale zanim umrze przyczynia się jeszcze do wzrostu produktu narodowego systemu, który zamyka mu drogę do informacji o Germańskiej.  Onkolodzy trzymają dla siebiepod stołem złotą książkę (przyp. tłum.: książka doktora Hamera osiągalna w języku niemieckim: „Vermächtnis einer Neuen Medizin“, a więc jeszcze niedostępna dla polskich lekarzy) i jednocześnie dla nieuświadomionego pacjenta  strzykawki z trucizną, mówiąc, że nie mają niczego lepszego.
 I nawet wówczas, gdy biedny pacjent nie zgadza się na przeprowadzenie własnej likwidacji według panującej procedury, to otrzymał już straszny cios w momencie brutalnej diagnozy i staje się jak zranione zwierzę, które w przyrodzie ma policzone godziny. Nie wie gdzie może uciec... i strach przed utratą życia zżera go dalej...  w takim stanie dalsze konflikty są zaprogramowane...

Drodzy Przyjaciele Germańskiej!
Rozumiecie jak ważną rzeczą jest, żeby tzw. zdrowy człowiek zrozumiał Germańską Nową Medycynę? Jeżeli kochacie swoje dzieci, to zapoznajcie je z tą wspaniałą wiedzą i chrońcie je przed tym panującym w chwili obecnej brakiem systemu (medycyna akademicka), który powstał i dalej istnieje tylko dzięki naszym cierpieniom.

germańska dotyczy

okresu życia od momentu zapłodnionego jaja i kończy się ze śmiercią osobnika. Nie zajmuje się tym, co było przed poczęciem ani co będzie po jego śmierci. Dr Hamer nie wypowiada się na ten temat. Ogranicza się do tego, co może udowodnić. Jeżeli szukacie biologicznego konfliktu, to zawsze takiego, który wydarzył się w tym życiu!

1998-2022 Germanische Heilkunde
VIVA LA MEDICINA SAGRADA!
© ® Dr.med. Mag.theol. Ryke Geerd Hamer


Your IP: 18.97.14.88
20 ip check